Wyobraźmy sobie taką hipotetyczną sytuację. Odbywa się zakup. Zakup towarów za granicą. Na przykład na Słowacji lub w innym południowoeuropejskim kraju. Jednak zakupiony towar nie jest wywożony na teren Polski. Nie przekracza granicy, a więc nie wchodzi w strefę wpływów polskiego wymiaru podatkowego.
Towar okrężną drogą bywa, że przez pół kontynentu wędruje do miejsca docelowego.
Jak wtedy powinny wyglądać rozliczenia fiskalne?
Zakupiony towar i jego sprzedaż na terenie innego kraju nie podlega opodatkowaniu w Polsce. Oczywiście inny kraj jest innym niż Polska. Nie dochodzi do jednoznacznego rozpoznania ani wewnątrzwspólnotowego nabycia towaru, ani też tym bardziej wewnątrzwspólnotowej dostawy towaru nabytego gdzie indziej niż wymieniony rozpatrywany kraj.
Trochę to może zawiłe i najeżone zlepionymi wyrazami składającymi się z kilku innych. Niestety język branżowy na to do siebie, że nie zawsze jest zrozumiały dla ogółu. Nawet więcej, rzadko jest pojmowany przez laików bez wprowadzenia. Nie zawsze też wystarczą krótkie wprowadzenie. Język jest tak najeżony nowomowa, że nie da się nic z tego zrozumieć.
Jak zatem ugryźć tę sprawę ważką i często brzemienną w skutki prawne?
Nabycie towarów wewnątrz jakiejkolwiek wspólnoty jest równoznaczne z posiadaniem praw do zakupionego towaru. Nabywca nabiera praw majątkowych do rzeczy i ma możliwości do rozporządzania nimi. Procedura zakupienia towaru wewnątrz wspólnoty europejskiej jest w tym punkcie przepisów tak mętnie opisana z taką ilością powtórzeń, że nie sposób prościej tego ująć i każdy, kto zechce dokonać uproszczenia prędzej czy później zaplącze się w słowa w tak ogromnej ilości, że jego interpretacja będzie jeszcze bardziej mglista.
Co z tym zrobić? Jak wyjaśnić prawnicze niuanse i rozjaśnić ścieżkę myśli prowadząca poprzez wywody ekonomiczno-jurystyczne.
Można się zniechęcić na wstępie. Konkluzja jest stwierdzenie, że gdyby prawo było pisane zrozumiałym językiem dla wszystkich postronnych, przestaliby być potrzebni wszyscy spece od prawa.